 |
kaczor wędrowiec |
opowiadania |
dodano: | 7 listopada 2003, 19:04:49 |
Nie moja sprawa...ale boli...
Bywałem u nich przez kilka lat...Prowadząc interesy często zaglądałem do Bełchatowa...On stateczny, spokojny lecz trochę za mało zapobiegliwy. Ona miła, ładna, sympatyczna i zdecydowana. Mieszkali w domu jednorodzinnym wraz z jej matką. Gdy przyjeżdżałem zawsze była kawa, ciastka i rozmowa. Najczęściej z Anką, Tomek pracował w rożnych godzinach. Przeważnie opowiadałem jej jak to było za „ młodu” gdy razem z nim wychowywaliśmy się w Skierniewickim bokowisku....I tak czas mijał...Widziałem, że im się nie przelewa, Tomek pracował w urzędzie miasta. Anka raz miała prace innym razem siedziała w domu. Mieli dwoje dzieci. Czyli wiadomym jest, że pieniądz zawsze był potrzebny. Od jakiegoś czasu zaczęła wspominać o wyjeździe do pracy w Germanii. I faktycznie, gdy pojawiłem się następnym razem, nie było jej. Matka powiedziała, że wyjechała. Pojawiłem się u nich jeszcze kilkakrotnie. Trafiłem na nią jakieś dwa lub trzy razy. Opowiadała, że dobrze zarabia, przyjeżdża na 2-3 tygodnie i wraca. Wymieniła okna, kupiła trochę nowych mebli, sprzętu .Czyli coraz lepiej. No, mnie się tak wydawało...
Moja firma poupadała ...Aż w końcu legła w gruzach. Koniec wyjazdów. Bełchatów został wspomnieniem.... Przychodziły do mnie jedynie słuchy, że między nimi przestało się układać. Ponoć jest coraz gorzej...
Minęły trzy lata...
W lato jadąc samochodem zauważyłem Tomka. Szedł z dziewczyną, trzymali się za ręce. Hmmm... Pomyślałem. „ Pozamiatał z Anką „ Czasami tak bywa, że ludzie się rozwodzą...
06.11.2003.
Robiłem zakupy... Patrzę!!! Idzie Tomek. Gęba mu się śmieje. Przystanął, zapaliliśmy faje i zaczęliśmy rozmawiać...Faktycznie rozwiódł się z Anką...Mieszka z rodzicami...
Tomek- spytałem- ale jak to się stało? Jak do tego doszło? I tu nastąpił godzinny monolog...
„ Wiesz... Anka zaczęła wyjeżdżać do pracy. Nie było jej miesiąc...Czasami dwa. Przyjeżdżała na dwa tygodnie i znów wyjazd. Na początku byłem temu przeciwny ale cóż uległem jej. Gdy przyjeżdżała do domu zaczynała pić. Piła oficjalnie i po kryjomu. Widziałem ją zalaną z pustą butelką w ręku. Na to patrzyły dzieciaki...Znajdowałem puste butle, dosłownie wszędzie. W śmieciach, szafie na strychu. Była agresywna , wywoływała awantury. Zaniedbywała też dzieciaki. Nie raz nie poszły przez nią do szkoły. Potrafiła uderzyć głową w futrynę a potem krzyczała do matki że ja pobiłem i żeby wezwała policję. Któregoś dnia powiedziała mi, że wyjeżdża do nowej pracy. Będzie się opiekować niepełnosprawnym dzieckiem u germańskiego małżeństwa. Gdzieś blisko naszej granicy. Wyjechała nie było jej ponad miesiąc. Bez znaku życia , telefonu, kontaktu z dziećmi...Nic!....Wróciła... Mówię jej żeby dzwoniła, porozmawiała z dziećmi bo płaczą i tęsknią. Ona na to , że nie da rady bo zabronili jej korzystać z telefonu i mają zastrzeżony numer a ona go nie zna. Wyjechała... Znowu miesiąc bez odzewu. Zero kontaktu... Gdy wróciła scenariusz się powtórzył . Dała po wielkich namowach i prośbach jakiś numer telefonu mówiąc, że to komórka tych ludzi u których pracuje i czasami można na niego dzwonić bo zostawiają go w domu... Wyjechała... Patrzę na ten numer... A to 602........ Numer z Ery. Myślę sobie: coś nie tak. Po co Niemcom Polska sieć. Nawet jeśli dochodzi zasięg to i tak nasze naliczanie impulsów jest droższe niż germańskie. Myślę sobie, Trzeba to sprawdzić.
Poszedłem do kumpla który jest dealerem Ery i mówię: Stary mam taką a taką sytuację, pomórz mi namierzyć ten numer... No i pomógł. Okazało się, że telefon jest zarejestrowany na jakąś firmę w Szczecinie!!! Miałem też adres... Krew mnie zalała... Mówię sobie: O co tu chodzi, muszę to sprawdzić!!! Wziąłem wolne, wsiadłem do samochodu. Po kilku dobrych godzinach byłem w Szczecinie. Ulicy szukałem ponad godzinę. Jest, znalazłem...Stoję patrzę... O kurwa...Agencja towarzyska...Jak by mnie piorun strzelił. Nogi się pode mną ugięły. Wsiadłem do samochodu i czekam... Czekam...Idzie Anka! Weszła do środka. Czekam...Po trzech godzinach wyszła roześmiana z dwiema dziewczynami. Weszły do sklepu obok. Za chwilę wyszły i wróciły do agencji. Nie wszedłem do środka by jej spojrzeć w oczy nie mogłem . Coś mnie sparaliżowało. Brakło odwagi? Może wtedy coś we mnie pękło... Pomyślałem sobie że okłamywała mnie tyle czasu.. Dziwka!!!
Gdy wróciła do domu, powiedziałem jej , że wszystko wiem... Roześmiała mi się w twarz a potem pokazała jeszcze kartę wypisu ze szpitala w Łodzi. Usunięcie ciąży.... Były jakieś tam komplikacje z płodem. Założyłem sprawę o rozwód. Po kilku miesiącach było po wszystkim. Ona dalej „ pracowała” . Ja sam z dziećmi w domu jej matki... Koszmar!!! Postanowiłem wynająć pokój. Było mi naprawdę ciężko. Anka w między czasie poznała jakiegoś dużo od siebie starszego Niemca. Jurgen. Wyszła za niego za mąż...Potem odebrała mi dzieci...Mieszka w Bremen .Kawał drogi...Nie stać mnie by tam jechać odwiedzić dzieci...Obiecała, ze puści dzieci do mnie na białe święta.... Obiecała... Obiecała...”
Gdy skończył nie wiedziałem co powiedzieć...Przypominam sobie Ankę jako miłą, ładną dbającą o dzieci kobietkę...
....Nie wiem co o tym myśleć....Wszak to nie moja sprawa...
|